To drzewo ma trudne zadanie. Musi przeżyć rosnąc na skale. Spotkałam je tej wiosny wędrując w Beskidzie Żywieckim. Dla mnie jest bratnią duszą. Też boryka się z czymś. Też kombinuje, jak przetrwać. Moja stroma ścieżka to przede wszystkim (poza poszukiwaniem lekarstwa na przewlekły ból), ścieżka do wolności i godności. Wielokrotnie jako pacjent doświadczałam uprzedmiotowienia, odczłowieczenia. Leczono mój kręgosłup, moją klatkę piersiową. Nie mnie jako osobę. Tylko jakiś wyrwany ze mnie fragment. Długo trwało, zanim znalazłam kogoś, kto naprawdę potrafił mi pomóc. A najskuteczniejsza pomoc to uświadomienie człowiekowi, że nie jest rzeczą wysłaną do naprawy. Jest osobą. I jeśli sam postanowi coś z tym zrobić, wyjść z zaklętego kręgu cierpienia, ma szansę to zrobić.
Konkretnie: napotkałam to drzewo na zejściu z przełęczy Przegibek w stronę Rycerki. Początek maja. Młoda zieleń aż kipi… Zwłaszcza, że przez poprzednie dni nieźle została podlana. O błocie na szlaku nie wspominam. Ono jest po prostu wpisane w pejzaż.